To była moja trzecia wizyta w Chinach, ale pierwsza typowo turystyczna. Dzięki wcześniejszym  podróżom oraz wakacjom na Tajwanie, dość szybko zaadaptowaliśmy się (mama i jej dwóch synów) do zwyczajów i kultury tego kraju. 8 dni w Chinach to bardzo krótki czas, dlatego nasz trip obejmował tylko trzy największe miasta: Pekin, Tiencin, Shanghaj. Z Pekinu do Tiencin dostaliśmy się szybką koleją, a następnie lokalnymi liniami lotniczymi do Shanghaju. Pojechaliśmy bez szczegółowego planu. Odwiedzaliśmy miejsca rekomendowane w blogach podróżniczych i przewodnikach. W Pekinie skorzystaliśmy z usług lokalnych przewodników (oferta jest praktycznie w każdym hotelu).

Z praktycznej strony

Warto przygotować się od technicznej strony. Internet w teorii jest – jednak przeglądarka google, portale społecznościowe nie działają (Chińczycy maja swoje własne odpowiedniki), niektóre frazy są blokowane. Rozwiązania są dwa – albo korzystasz z internetu u swojego operatora i tak omijając serwery chińskie masz kosztowny dostęp do świata albo łączysz się przez aplikację VPN, poprzez serwery zewnętrzne, na lokalny internet. Przyda się przejściówka do gniazdka, wykupiony pakiet internet u waszego operatora, gdyż skorzystanie z google tłumacz na mieście może okazać się niezbędne. Jak poradziłam sobie bez znajomości chińskiego – przewodnik z nazwami w języku chińskim, wizytówka hotelu przy sobie do pokazania taksówkarzowi, a w przypadku rozkładu jazdy autobusu po prostu odwzorowywaliśmy znaki. Potem zostają tylko ręce.

Co zobaczyliśmy – wybrane

Można zachwycić się potęgą technologii, rozwiązaniami transportu, wielkością miast natomiast historyczny wymiar tego kraju jest znacznie mniejszy. W świątyniach miałam uczucie, że brakuje tam „prawdziwego ducha”. Mao Zedong skutecznie zrobił z Chin kraj proletariatu – nie czuć ducha, historia została praktycznie zniszczona, za to widać pracowitość, potęgę intelektu. Ilość eksponatów w Zakazanym Pałacu to zaledwie jedna sala ekspozycji jaką znajdziecie w narodowym muzeum pałacowym w Tajpej (największa kolekcja sztuki chińskiej nie znajduje się w Chinach kontynentalnych a właśnie na maleńkiej wyspie Tajwan. Tutaj wywiózł je w obawie przed zniszczeniem generał Czang Kaj-szek). Warta obejrzenia jest ekspozycja dzieł w muzeum w Szangaju.   Mur chiński zaoferuje Wam jeden z najpiękniejszych widoków w Waszym życiu (warto rozważyć miejsce wejścia na mur). Jeżeli skorzystacie z hotelowych wycieczek to obowiązkowo przewiozą Was przez herbaciarnię, fabrykę jadeitu albo jedwabiu. Słynne hutongi czyli tradycyjne chińskie parterowe  domki bez toalet i wody – w ciągu ostatnich lat również bardzo się zmieniły. Te zachowane pekińskie, których nie zburzono przygotowując igrzyska, zachowały tradycyjny układ ale już uporządkowany, oznakowany, przygotowany pod turystów i np. można kupić najlepszą kawę ze Starbucks ale też poczuć woń publicznych toalet. Shangaj –  tutaj po raz pierwszy zobaczyłam miasto położone na piętrach. Przedostając się kolejką pod rzeką, do dzielnicy finansowej Pudong – z najnowocześniejszymi drapaczami chmur, przejdziecie na pasaż dla pieszych, który ciągnie się powyżej ulic i skrzyżowań. Zhujiajiao – starochińska wioska położona na wodzie z licznymi kanałami zwana chińską Wenecją. Jest jak zatrzymany w kadrze świat starożytnych Chin. Z tego miejsca pochodzi zdjęcie obrazujące wpis, zrobione u fotografa wypożyczającego stroje na nabrzeżu. Tiencin – wielkie przemysłowe miasto z jednym z największych portów świata. Dotarliśmy tutaj żeby wykąpać się w żółtym morzu. Nawet plaża jest w tym kraju dobrze zorganizowana: wejście z biletem, elektroniczne bramki, wygrodzone morze do kąpieli. To co na co trzeba się przygotować, to skala – jest ona zupełnie inna, dwie przecznice na mapie to może być kilka kilometrów, świat jest uporządkowany i wyjście ze schematu powoduje zaburzenie w ich porządku, przez co raczej nic nie załatwisz. Należy też przygotować się na kolejki – po bilety na pociąg, metro, do wejścia do atrakcji turystycznych. Żeby jednak poczuć Chiny na skórze należy wyjść na ulicę, jeść na Night marketach, skorzystać z masażu w przyulicznych salonach, wziąć rikszę, nie bać się miejskiej komunikacji. Ciekawym zjawiskiem jest taniec chińczyków na ulicy – jeden ze sposobów spędzania wolnego czasu przez dzieci, młodzież i dorosłych. Taniec towarzyski, hip hop, disco – ludzie gromadzą się wieczorami i po prostu tańczą do muzyki z przenośnego magnetofonu.

Na koniec

Spieszcie się gdyż ten stary świat zanika a nowoczesna technologia wdziera się wszędzie. Najbardziej niewiarygodnym doświadczeniem była możliwość zapłacenia za butelkę wody u staruszki na rowerze – kodem QR. To co nas Europejczyków odróżnia od tego narodu – to zwinność i elastyczność.  Chiny są jak dobrze naoliwiona maszyna – zdyscyplinowana i pracowita ale tylko na jednym torowisku, nie ma mowy o alternatywnej drodze czy zwrotnicy.  

Udostępnij

Facebook
LinkedIn

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Barbara Jacińska

KATEGORIE WPISÓW

Subskrybuj

Loading